„Życie to suma ludzi, których się spotyka” to wywiad z Marią Potocką, która jest cenionym krytykiem, teoretykiem i kuratorem sztuki. Od ponad 12 lat jest również dyrektorem Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie. Nam opowiada o atrybutach kobiecości, swojej działalności i o tym, że od 1968 roku… prowadzi dziennik. Jaki jest jej ostatni wpis? Sprawdź sama.

 

Życie to suma ludzi, których się spotyka

Kim w Pani oczach jest współczesna kobieta?
Współczesna kobieta to pomieszanie dawnego niewolnika z nowoczesnym wyzwoleniem.

Ciekawe zestawienie. Jednak nawet niewolnik musi być w coś ubrany… Jak ubiera się Pani na co dzień?
Noszę wyłącznie rzeczy z dobrych firm sportowych. Tylko takie ubrania starają się „dogodzić” ciału. Jeżeli chcę zamanifestować swój uroczysty stosunek do jakiegoś wydarzenia – ubieram bardziej wyrafinowane korale. Takie czerwone, góralskie.

Szminka i wysokie obcasy – dla niektórych to atrybuty kobiecości. Dodałaby Pani inne?
Dzisiaj atrybutem kobiecości jest delikatna, wyrafinowana osobowość. Reszta to przekonywanie siebie, że jest się piękną lub … szeroko rozumiane sprzedawanie ciała. Wysokie obcasy to deklaracja w starym stylu. „Popatrz jakie mam długie, piękne nogi! I nie bój się, nie zamierzam uciekać”. To deklaracja niewolnictwa.

Zofia Gołubiew strofowała kiedyś dziennikarza, który nazwał ją „dyrektorką”, argumentując, że prowadzi instytucję większą od przedszkola. Pani także uważa, że język polski nie jest gotowy na „damszczyznę” – czy to poprawne politycznie?
W wielu przypadkach nie jest gotowy. Bywa, że takie sformułowania są wręcz śmieszne. Ale być może jest to ważne dla pogłębienia równości. Tak przynajmniej uważa Magdalena Środa, do której w wielu sprawach mam ogromne zaufanie. Ja jednak wolę formy „ogólnoczłowiecze”. Dość już tych podziałów.

Życie to suma ludzi, których się spotyka - wywiad z Marią Potocką
Masza Potocka. Fot. archiwum

Sztuka kobiet a sztuka mężczyzn – czy widzi Pani jakieś różnice?
Czasami one są zauważalne, ale najczęściej nie. Można powiedzieć, że coraz bardziej ich nie ma. Artyści mają intuicję przyszłości, więc wyczuwają, że w przyszłym świecie podział na płcie nie będzie istotny, będą po prostu ludzie o odmiennych typach wrażliwości. I drobne różnice w uformowaniu małego fragmentu ciała pomiędzy nogami przestaną decydować o rolach kulturowych, politycznych czy innych. To zupełny absurd do jak sztucznej przepaści doprowadzono, podkreślając różnice między kobietą a mężczyzną.

Jest Pani założycielką pierwszej prywatnej instytucji kultury w Polsce komunistycznej. Przyglądając się kierownictwom w muzeach i galeriach, najczęściej widzimy imiona kobiet. Czy uważa Pani, że istnieje monopol kobiet w sektorze sztuki?
Artyści to ludzi szczególni. Najczęściej dużo bardziej wrażliwi i drażliwi. Kobiety – póki co – są lepiej przystosowane do wczuwania się w innych, łagodzenia napięć, wspierania psychicznego. Być może to jest powód?

„Gdy człowiek zbyt długo karmi się wyłącznie kulturą wysoką, popada w jakąś głupawą dumę”, powiedziała kiedyś Susan Sontag. Czy miała Pani taki moment w życiu? Czy kategoryzuje Pani sztukę na wysoką i niską?
Ona miała na myśli snobizm i popadanie w poczucie wyższości, na przykład z powodu słuchania wyłącznie muzyki poważnej, czy oglądania sztuki w wybitnych muzeach. Nie ma sztuki wyższej i niższej. Na każdym poziomie może pojawić się sztuka wybitna. Natomiast tą niższą sztuką na pewno jest taka, która powstaje z myślą o przypodobaniu się odbiorcy. Taka sztuka jest zawsze kiepska i nieautentyczna.

Życie to suma ludzi, których się spotyka - wywiad z Marią Potocką
Eva&Adele na otwarciu ich wystawy w MOCAK-u „Artysta = dzieło sztuki”, 2012. Fot. Rafał Sosin

Słynie Pani z poglądu, że sztuka nie ma obowiązku być ładna, że w tej kwestii estetyka może być pojmowana w zupełnie inny sposób. Co w takim razie składa się na to, że dzieło jest estetyczne?
Chyba chodzi o termin „piękna”? Mam nadzieję, że nie głównie z tego powodu słynę! Rzeczywiście sprzeciwiam się „przewodniej roli” piękna w sztuce. Ono jest efektem, które pojawia się w niektórych dziełach, ale nie jest celem sztuki. Sztuka jest czymś znacznie poważniejszym niż tylko maszynką do produkowania piękna. Do tego są salony piękności.

Co jest najtrudniejszego w pracy kuratora?
Odpowiednie wyhamowanie ambicji twórczych i oddanie swoich umiejętności artyście i sztuce. I wiele innych rzeczy.

Jak widzi Pani swoje miejsce w sztuce w tym momencie? Jest Pani nadal twórcą, muzealnikiem, kuratorem, czy możliwe jest połączenie wszystkich tych ról?
Prywatnie jestem pisarzem – teoretykiem i filozofem sztuki. Właśnie wyszła moja siódma książka, „Nowa estetyka”, w której staram się wyjaśnić mechanizmy kulturowe związane ze sztuką współczesną. Na terenie MOCAK-u jestem czynnym elementem mechanizmu, którego zadaniem i obowiązkiem jest przekazanie i przybliżenie sztuki współczesnej ludziom, którzy z różnych powodów nie mają czasu na zgłębianie jej teorii. Uważam, że sztuka to ważne narzędzie postrzegania świata, ale niełatwe. I dlatego potrzebni są „urzędnicy sztuki”, którzy przygotują odpowiednią instrukcję obsługi.

Przy okazji wystaw w MOCAK-u, które często odbierane są jako kontrowersyjne, wywiązują się spory dotyczące tego, kogo możemy nazywać artystą, a kogo nie. Jaka jest Pani definicja? I jak w takim razie rozróżnić artystę od „nie-artysty”?
Artystą może być każdy i tu nie ma żadnych ograniczeń. Nie jest to termin wartościujący, artysta to nie jest ktoś lepszy, to jedynie człowiek, który swój światopogląd uprawia w sposób aktywny, interwencyjny. Próbuje zobaczyć w swoich dziełach swój stosunek do świata. Kultura się temu przygląda i wybiera te dzieła, które odnoszą się do tematów aktualnie gorących i na dodatek dobrze je formułują. Artystę od osoby artystą nie bądącej odróżnia się po skutkach czyli dziełach. Powstaje oczywiście pytanie: jak się zorientować czy coś jest dziełem czy nie? Tu pojawiają się szeroko rozumiani kuratorzy, którym płaci się za to, żeby to wiedzieli.

Życie to suma ludzi, których się spotyka - wywiad z Marią Potocką
Front MOCAK-u. Fot. Rafał Sosin

Duża część zbiorów w galerii MOCAK to obiekty z Pani prywatnej kolekcji. Czy trudno było się Pani z nimi rozstawać? Czy raczej od początku były gromadzone z myślą, aby przekazać je do muzeum?
Oczywiście, kolekcja powstawała z intencją przekazania jej do muzeum, które – od początku lat 80. byłam o tym przekonana – powstanie najpierw w Krakowie. Artyści, którzy darowali mi prace byli o tym informowani. Przekazanie kolekcji było ogromną ulgą. Przez 25 lat kombinowałam jak znaleźć magazyn, jak za niego zapłacić, jak to wszystko zabezpieczyć.

Jakie wystawy będzie można zobaczyć niebawem w MOCAK-u?
Do końca września trwa „Medycyna w sztuce”. Wystawa bardzo poruszająca, pełna osobistych dramatów – zwłaszcza kobiet. Ta wystawa pokazuje między innymi jak dziwną i obcą rzeczą jest dla nas wnętrze naszego ciała. W październiku otworzymy dwie wystawy monograficzne. Jarosława Kozłowskiego – artysty o niezwykłym potencjale intelektualnym. I Daniela Spoerriego – dowcipnego, uzależnionego od gotowania twórcy pionowych stołów i kierunku nazwanego „nowym realizmem”. Oprócz tego piękną wystawę fotografii Olgi Kisselewy, która też zajmuje się jedzeniem i układa wyrafinowane kompozycje, poddając je równocześnie ocenom psychologicznym przez fachowców.

Czy zamówiła Pani kiedyś swój portret u jakiegoś artysty?
Mam kilka portretów namalowanych przez wybitnych malarzy polskich, ale nigdy by mi nie przyszło do głowy żeby coś takiego u kogokolwiek zamawiać. Jestem przywiązana do własnego myślenia, a nie wyglądu.

Jest Pani dość niepokorna. Czy mieści się Pani w jakiś ramach?
Nie jestem niepokorna, jestem chorobliwie niezależna. Oczywiście że mam swoje ramy – jestem człowiekiem w damskim ciele, który stara się połączyć to, co najcenniejsze i – trzeba to powiedzieć – najskuteczniejsze w kobiecie, z tym, co najwybitniejsze w mężczyźnie.

Od 1968 roku prowadzi Pani dziennik. Czego dotyczy ostatni wpis?
Dziennik to ważny towarzysz. Mam już 63 zeszyty. Ostatni wpis dotyczy sympozjum GAP-u, organizowanego przez Jerzego Hausnera. Jeżdżę tam co roku. Dwa lata temu miałam nawet swój wykład mistrzowski. Tam zawsze spotyka się sporo ciekawych ludzi. Obecne było poświęcone między innymi teatrowi i poznałam bliżej Krzysztofa Mieszkowskiego. To było bardzo inspirujące. I opisałam ludzi, z którymi rozmawiałam. Życie to w sumie kwestia ludzi, których się spotyka.

Polecamy również

UDOSTĘPNIJ