Nie decydujemy gdzie i kiedy się narodzimy. Nie mamy możliwości wyboru swoich rodziców ani tego kim oni są. Przychodzimy na świat poznając go dorastając. Wciśnięci w sztywne ramy rzeczywistości mamy jednak wybór. Jakim być człowiekiem i co
uczynić z własnym życiem. Spełnić oczekiwania otoczenia negując własne ja, czy też realizując samych siebie żyć w zgodzie z naszym przeznaczeniem. Monarchini, ponadczasowa gentle woman była nie tylko królową. Była przede wszystkim kobietą, żoną, matką, babcią i prababcią. Wzorem dla swoich podwładnych.

Jej przeznaczenie dopełniło się w Kenii. 16 lutego 1952 roku. W tym właśnie dniu
dowiedziała się o śmierci swojego uwielbianego ojca, króla Jerzego VI. Była już zamężna i
miała dwójkę dzieci. Trzyletniego wówczas syna Karola i półtoraroczną córkę Annę.
Od urodzenia nosiła brzemię odpowiedzialności. Była przecież księżną najbardziej
prestiżowej korony na świecie Imperium Brytyjskiego. Miała tego w pełni świadomość.
Dobro korony było jej przeznaczeniem.
Czekała z decyzją o macierzyństwie do 1960 roku. Kiedy już przyszły na świat nie mogła z
racji swojej pozycji poświęcać im wiele czasu. Nie miała go na wspólne z nimi zabawy,
opowiadanie bajek na dobranoc. Liczyły się obowiązki. Oddelegowała dużą część
matczynych obowiązków i edukacji dzieci na swojego męża Filipa. Wywiązywał się z nich z
iście wojskową surowością. Nie znaczy pozbawioną ojcowskiej miłości. Miała jednak własne
zdanie w kwestii ich wychowania. Zerwała z tradycją posyłając w 1955 roku dzieci do
szkoły. Tak jak czynili to jej podwładni.

Jej „liberalizm” miał swoje granice. Dobro Królestwa zawsze było jej priorytetem. Była
bezwzględna, jeśli chodzi o życie sentymentalne dorastających pociech. To Ona dokonywała
ostatecznego wyboru ich drugiej połowy. W myśl zasady miłość przyjdzie z czasem.
Przedkładała obowiązki nad uczucia bliskich. Tego bowiem wymagała racja stanu, która dla
Elżbiety II była wyznacznikiem Jej postępowania. Wobec poddanych królowa, wobec
najbliższych, odprężona, uśmiechnięta kobieta, zawsze i wszędzie, w każdym calu
GentleWoman, lubiąca pikniki i swobodną rozmowę przy wspólnym stole. Babcia, dla
której dobro wnuków leżało zawsze na sercu. Nie była obojętna wobec tragedii, która ich
spotkała.
Po tragicznej śmierci Diany była wobec czuła i opiekuńcza. Tak jak i była wobec wszystkich
pozostałych. W głębi duszy zazdrościła tego, czego Jej nigdy nie wolno było robić, a co
Diana utożsamiała swoja osobą – wolność i niezależność. Dzieliła je jednak epoka, która
Elżbiecie narzuciła ramy postępowania. Miała tego świadomość i nigdy się temu nie
sprzeciwiła. Jej oddanie dla dobra Korony uczyniły z Niej postać, która zyskała szacunek
poddanych i na zawsze zapisała się złotymi zgłoskami w historii Wielkiej Brytanii.

Nie odbierajmy jej tym samym przywar zwykłego śmiertelnika. Uwielbiała słodkie
przysmaki, zwłaszcza pudding śliwkowy podawany w czasie herbaty. Miała poczucie
humoru i dystansu wobec siebie. Kochała zwierzęta a w szczególności psy. Bycie królową
nie dehumanizuje. Daje wręcz możliwość docenienia w ludziach tego co w nich dobre.
Elżbieta potrafiła widzieć w poddanych ich dobre cechy, starając się zarazem wydobyć to
co w nich najlepsze. Pragnęła być dla nich wzorem do naśladowania dodając otuchy w
trudnych chwilach i być przykładem w czasach pokoju. Inspirować, utwierdzając w
przekonaniu, że monarchia jest ich wspólnym dobrem, spuścizną, która należy kultywować.
Nie zaniedbywała nigdy swoich królewskich obowiązków. Wszak ich wypełnianie jest
powinnością każdego, bez względu na to, czy mieszka w pałacu Buckingham, czy na jednej
z ulic Londynu. Dbała o to, aby każdy z królewskiego rodu uczestniczył w udzielaniu pomocy
personelowi w kuchni. Nie z obowiązku, którego w tym względzie nie mieli, ale w miłej, iście przyjacielskiej atmosferze. W końcu wszyscy byli domownikami. Nie była zaborczą jędzą.
Pozostawiła Williamowi swobodę decyzji doboru gości na jego ślubie.

Nowoczesna jak tylko mogła być królowa z Jej stażem na tronie. Komunikowała się za
pośrednictwem Skype a z młodym pokoleniem poddanych. Elżbieta II to znacznie więcej niż
wizerunek suwerena przedstawiony na banknotach, znaczkach, czy plakatach. Podobno w
każdej kobiecie jest kilka kobiet. Elżbieta była królową, żoną, matką, babcią i prababcią.
W każdej z tych ról realizowała się w sposób, który pamięć o Niej zachowa dla następnych
pokoleń. Jak powiedział William: „George i Charlotte odkryją również, jakie mają szczęście,
że mają tak wspaniałą prababcię – wzór do naśladowania do końca życia”. Winston
Churchill napisał o Elżbiecie, gdy była mała: „Ma autorytarny charakter i zapierająca dech w
piersiach refleksyjność dla dziecka”.
Była romantyczna. Kiedy miała zaledwie 13 lat oświadczyła, że zakochała się w Filipie.
Zaczęli wymieniać ze sobą listy. Zaręczyny ogłosili 9 lipca 1947 roku a pobrali się w
listopadzie 1947 roku w Opactwie Westminsterskim. Krytykę akceptowała ze swoistym
wyczuciem królewskiego stylu sugerując, że powinna ona być przeprowadzana „z odrobiną
humoru, delikatności i zrozumienia”.

Szekspir napisał: „Niespokojna jest głowa, która nosi koronę”. Elżbieta II nosiła ją w sposób
dodający majestatu Imperium. Podobnie zresztą jak nosiła kapelusze. Inspirowała
projektantów mody na całym świecie pozostając zarazem wierna swoim upodobaniom.
Czarnej torebce i butom, dłońmi w rękawiczkach i jaskrawo kolorowym strojom, a wszystko
zwieńczone oryginalnym kapeluszem.
Jej wiara dawała jej siłę. Jak sama przyznała: „Daje ramy, w których staram się prowadzić
swoje życie”. Dzięki swojej determinacji i poczuciu obowiązku zostanie zapamiętana na
wieki. Nie tylko przez Brytyjczyków, przez nas jako GentleWoman.