Patrzę na dziewczynę z idealną cerą, która zachlapała wodą całą łazienkę. Reklamuje jakiś produkt na trądzik. W głowę zachodzę, po co jej żel na syfy, skoro na alabastrowym obliczu nie widać ani jednej krostki, potem przyglądam się własnemu odbiciu w lustrze. W oczy rzuca mi się pozostałość pryszcza, z którym stoczyłam nierówną walkę w zeszłym tygodniu i efekt kilku nieprzespanych nocy, sprzymierzających się przeciwko mnie w formie dwóch, ciemnych worków pod oczami. Złożyły przysięgę, żeby nie opuścić mnie aż do śmierci, a wtórują im wągry na nosie.  

Lubię siebie. Nawet bardzo. Ale oglądając reklamy w sieci coraz częściej łapię się na tym, że napinam skórę twarzy opuszkami palców, zastanawiając się dlaczego akurat na mojej gębie pory zdecydowały się rozkraczyć jak PRLowska wersalka. 

Od piękna ciężko uciec. Przeglądając zdjęcia na Instagramie można odnieść wrażenie, że komuś zawiesił się Windows, bo wszystkie dupy wyglądają jak ciągnące się za sobą kopie tego samego, perfekcyjnego obrazka. Codziennie jesteśmy bombardowani wizerunkiem kobiet, których talia jest tak wąska, że sama lalka Barbie z chęcią wydłubałaby im oczy z zazdrości. Dookoła same śliczne, okrągłe noski, wielkie usta, gęste brwi i wyraziste kości policzkowe. Nie znajduję ani rozstępów, ani krzywych zębów, ani wałków na brzuchu. Ba, nikomu nie rosną już nawet włosy pod pachą. Oprócz oczywistego faktu, że w sektę nieowłosionych kobiet zamieszane muszą być jakieś nieczyste siły (w przeciwnym razie niech ktoś mi wyjaśni, jakim sposobem jakakolwiek dorosła kobieta, utrzymuje swoje ciało gładkie jak łeb Kojaka?)jasnym jest, że nawet same Kardashianki nie wyglądają tak dobrze, jak humanoidy, które patrzą na nas z ich wyretuszowanych zdjęć. 

Dlaczego?

Bo kobiety, które widzimy w internecie nie są ludźmi. 

Są tworem kultury, która ma obsesję na punkcie perfekcji. 

Dziś, za pomocą odpowiednich narzędzi można zaprojektować nową wersję siebie. Najprostszym sposobem jest użycie wykrzywiającego framugi drzwi filtra, dla bardziej wymagających mamy ulepszenia chirurgiczne. Marzą ci się urocze dołeczki w policzkach? You got it. Wadzi ci kilka zbędnych żeber? No problem! Kocie oko? Meowsolutely.Niestety, podobnie jak sezonowe kolekcje sukienek, przypiłowanie linii szczęki i wstawienie implantów podbródka może okazać się trendem, który zniknie tak szybko jak pieniądze, które na ową procedurę wydasz. Standardy piękna są bowiem, choć trudno w to uwierzyć, bardziej nieprzewidywalne niż teorie spiskowe uknute przez Kanye Westa – w jednej dekadzie razem z Pamelą Anderson wydłubujemy sobie brwi pęsetą, a kilka lat później opłakujemy ich utratę, podziwiając krzaczastą fasadę Cary Delevingne. Od Marilyn Monroe, po Kate Moss, przez Kim Kardashian, standardy piękna ulegają nieustannym modyfikacjom. Nie dzieje się tak ze względu na zmieniające się preferencje, a po to, żeby nakręcić rynek zaspokajaniem iluzorycznych potrzeb konsumenta, nawet jeżeli te są tylko sprytnie wygenerowanym konstruktem. Nie ważne ile czasu i pieniędzy zainwestujesz w to, żeby dostosować się do aktualnego modelu urody. Za chwilę i tak będziesz wciągać na siebie zbroję (wyszczuplające majtki), twarz przyozdobisz wojennymi barwami (róż do policzków), a w dłoń chwycisz najcenniejszą broń (kartę kredytową), żeby ponownie ruszyć w pogoń za ideałem piękna, który istnieje tylko i wyłącznie w pliku PSD. 

 Internet zamienił nas wszystkich w narcyzów – a nasz narcyzm w biznes. Branża kosmetyczna zarabia na naszym braku pewności siebie, a uzależniające media społecznościowe grają w tym układzie kluczową rolę. Za spędzanie czasu w sieci jesteśmy nagradzani serduszkami i lajkami, a algorytm nieskończenie odświeżającej się strony uporządkowany jest tak, żeby zatrzymać nas na dłużej. Dzisiejszy marketing jest efektowny, ponieważ opiera się na stworzeniu mitu, który sprzedaje hiper-indywidualistycznej jednostce obietnicę szczęścia, po drodze gubiąc gdzieś poczucie zbiorowej solidarności. Jednak nawet najbielsze zęby i najpełniejsze usta nie zastąpią pracy, którą musimy włożyć w kultywowanie zdrowej relacji ze swoim ciałem. Wcale nie chodzi o to, żeby pozbawić teraz wszystkich chirurgów plastycznych pracy i oddać nasze dizajnerskie dresy z Gucciego za 16 tysięcy do Caritasu. Problemem nie jest to, na co wydajemy swoje pieniądze i w jaki sposób chcemy zadbać o nasz wygląd. Problemem jest społeczny ostracyzm za to, że ktoś odstaje od nieosiągalnej „normy”. 

Świat, w którym żyjemy coraz częściej zlewa się z wirtualną rzeczywistością, zmieniając to, jak funkcjonuje całe społeczeństwo. Pozbawia nas współczucia dla samych siebie i doprowadza do sabotowania miłości własnej innych ludzi. Żeby wyzbyć się kultu perfekcyjności musimy zakwestionować swoje przekonania na temat urody i naszej własnej wartości. Prawdziwe piękno wychodzi poza wygląd zewnętrzny, nie pozwólmy więc, żeby w poszukiwaniu swojej unikalności, uwierzyć w to, że musimy wyglądać jak wszyscy inni.  

UDOSTĘPNIJ