Wybieranie partnera seksualnego na podstawie wyglądu części ciała brzmi jak scenariusz taniego porno lub fragment podręcznika z psychologii ewolucyjnej. Tymczasem taki obraz stał się stałym elementem telewizyjnej ramówki, także w Polsce. Czy „Magia nagości” oznacza upadek moralny mediów? Czy (o ile w ogóle) można obronić istnienia takiej rozrywki?
„Magia nagości”, czyli o co tyle szumu?
„Magia nagości” (org. Naked Attraction) narodziła się w Wielkiej Brytanii w 2016 r. Do Polski zawitała 3 września 2021 r. w stacji Zoom TV. Polska edycja miała pojawić się znacznie wcześniej, bo 14 maja, ale skargi wysyłane do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji opóźniły jej emisję.
Formuła programu jest następująca: jeden uczestnik ma wybrać spośród pięciu kandydatów osobę, z którą umówi się na randkę. Tym, co różni „Magię nagości” od innych programów randkowych, jest fakt, że kandydat lub kandydatka na randkę prezentuje się całkowicie nago. Program podzielony jest na trzy rundy – w każdej z nich za pomocą podnoszącej się zasłony odsłaniana jest kolejna partia ciała uczestników. Osoba wybierająca (na początku programu pozostająca w ubraniu) na podstawie fizycznych cech uczestników decyduje, który z nich przechodzi do następnej rundy.
„Finał” to spotkanie osoby wybierającej – także rozebranej – z dwoma nagimi uczestnikami. Największe kontrowersje budzi fakt, że odsłanianie kandydatów zaczyna się od dolnych partii ciała. Wstępna „eliminacja” partnerów odbywa się więc na podstawie oceny genitaliów, następnie pośladków, piersi lub torsu i na końcu – twarzy. Jakby nie patrzeć – wyłącznie aspektów fizycznych.
Podobnie kontrowersyjny temat porusza np. netfliksowy serial „Sexify”. Więcej na jego temat przeczytasz w artykule na GentleWoman Orgazm, którego nie było.
Prawda (o ciele) nas wyzwoli?
W „Misiu” Stanisława Barei pada sławne zdanie o „prawdzie czasu i prawdzie ekranu”. Program „Magia nagości” można potraktować jako przewrotne odwrócenie tego hasła. O ile w przypadku najsłynniejszej polskiej komedii „prawda ekranu” oznaczała zafałszowany obraz rzeczywistości tworzony w celu rządowej propagandy, o tyle „Magia nagości” w pewnym stopniu konfrontuje widza z „prawdą”, czyli prawdziwymi wizerunkami ludzkiego ciała.
Na ten aspekt programu zwracają uwagę psychologowie, seksuolodzy i medioznawcy. Choć sama „idea” programu wydaje się uderzać w godność uczestników (kto z nas chciałby, aby głównym kryterium wyboru nas na partnera seksualnego był penis lub wagina?), o tyle za pozytywną wartość można uznać fakt reprezentacji różnorodnych ciał. W kulturze wizualnej zdominowanej przez wyidealizowane, przepuszczone przez instagramowe filtry wizerunki kobiet i mężczyzn, może mieć to walor edukacyjny.
„Magia nagości” to ciała ludzi noszących ubrania we wszystkich rozmiarach – od XXS do XXL, wysportowane i umięśnione, z obwisłą skórą i zmarszczkami, z tatuażami i bez, ludzi w wieku 20 do 70 lat. Drugą zaletą programu może być ocieplanie wizerunku społeczności LGBT – uczestnicy programu to osoby hetero-, homo-, bi- i panseksualne.
Jakie czasy, takie randki
Twórcy „Magii nagości” twardo bronią go jako randkowego show, chociaż formuła nijak ma się do konstatacji seksuologów, że seks zaczyna się w mózgu. Inaczej było z pierwszym programem randkowym III RP – „Randką w ciemno”, emitowaną w TVP w latach 90 ubiegłego wieku. Tam także jeden uczestnik wybierał partnera na randkę spośród kilku (trzech) kandydatów oddzielonych od niego zasłoną. Jednak w przeciwieństwie do „Magii nagości”, „Randka w ciemno” opierała się na czarze słów zawartym w wypowiedziach uczestników.
Czy taka formuła sprawdziłaby się dzisiaj? Wydaje się, że nie. Seks na wizji bohaterów pierwszej edycji „Big Brothera”, Frytki i Kena, otworzył medialną puszkę Pandory. Potem było tylko gorzej: ocierający się o pornografię wulgarny program „Warsaw Shore” czy mało ambitne (delikatnie mówiąc) i równie kontrowersyjne reality show, takie jak „Wszystko o Miriam”, „Love Island” i „Power of love”. Trzeba przyznać, że na tym tle ciałopozytywna „Magia nagości” wypada nawet sympatycznie, jednak pozostawia niedosyt.
Szkoda, że autor formatu spłycił formułę do cielesności, nie rozbudował jej o warstwę psychologiczno-poznawczą uczestników. Program kończy się błyskawiczną randką, w przeważającej większości bez kontynuacji. Parabola emocji sprowadza się do poglądów, różnic kulturowych czy odległości, w której uczestnicy żyją i mieszkają. Nagość nie jest magią, jak sugeruje tytuł, skoro nie wystarcza do kontynuacji zapoczątkowanej relacji.
Czy „Magia nagości” jest programem z potencjałem?
Pomimo specyfiki „Magia nagości” jest ciekawym zjawiskiem. W przypadku wielu ludzi to, kto najbardziej przypadnie im do gustu, jest kwestią wyglądu zewnętrznego. Dzięki temu nagiemu eksperymentowi dowiemy się być może więcej o nas samych. Czy tkwi w tym większy potencjał? W GentleWoman mamy nadzieję, że tak!