Podobno przeciętny użytkownik Facebooka spędza na przeglądaniu postów około 20 minut dziennie. Czy aby na pewno? Obserwując ludzi – spacerujących, pospiesznie przemierzających ulice wielkich miast, tych znudzonych w komunikacji miejskiej, czy tych za kierownicą samochodu, wydaje się, że to co najmniej połowa dnia. Nieustannie coś klikamy, scrollując ekran w dół i w górę, w oczekiwaniu na kolejne newsy – może nasza stara znajoma ze szkolnej ławki jest w ciąży, a może sąsiad znowu kupił nowe auto, które potem będziemy oglądać na zdjęciach, zamiast wyjrzeć przez okno. Może ciocia Hania znowu poleciała na Bali, obnosząc się tym faktem w sieci, by zaprezentować całemu światu stan swojego portfela. A może przybyły nam nowe lajki pod ostatnim postem o tym, że kupiliśmy buldoga francuskiego, który idealnie pasuje do naszego wizerunku?
Lajk jako nowa waluta
Lajki, lajki, lajki. Zasypują nas zewsząd. Po Facebook’u przyszedł czas na inne portale, które powielają filozofię lajkowania. Na Instagramie czy Tumblrze odpowiednikiem lajka są serduszka, ich znaczenie jednak pozostaje takie samo. Obecnie to całkiem niezły biznes – wielu blogerów i influencerów wybiło się właśnie dzięki ilości polubień, które są jak nowa i to całkiem opłacalna waluta. To od zasięgu i reakcji odbiorców posta, bądź zdjęcia, zależy wysokość zarobków danego blogera. Mówiąc brutalnie – zarabia on na nas – na naszych kliknięciach w czerwone serduszko albo kciuk uniesiony w górę. Może nie dosłownie woła pod każdym opublikowanym postem “daj mi lajka”, ale takie właśnie jest ich przesłanie.
Kiedy zaś popularność w sieci wiąże się z możliwością podniesienia własnego statusu społecznego lub majątkowego, nie trudno o przekroczenie granic zdrowego rozsądku czy dobrego smaku. Idealnym tego przykładem są ludzie ślepo podążający za trendami, publikujący szokujące bądź wyzywające zdjęcia.
Jakie zdjęcia się wrzuca?
Zdjęcia wrzucane do social mediów coraz bardziej szokują. Półnagich ciałach, kadrach z marihuaną, przyszedł czas na coś więcej. Teraz, aby zaszokować odbiorców trzeba się naprawdę mocno postarać. I takim oto sposobem mieliśmy już zdjęcia z porodówki od Marty Maciejewskiej, działającej pod pseudonimem SuperStyler czy relację po zmniejszeniu piersi od Anny Skury (What Anna Wears).
Przecież nieważne jak, ważne żeby mówili. W przypadku Marty, po opublikowaniu słynnych zdjęć z porodówki, jej kariera nabrała rozpędu. Zaledwie kilka tysięcy followersów rozrosło się w zastraszającym tempie. W tej chwili na Instagramie śledzi ją już ponad 160 tysięcy aktywnych użytkowników. Stała się marką samą w sobie. Koniec z błaganiem wśród znajomych “daj lajka”. Dziś firmy zabiegają o współpracę z nią, oferując horrendalne stawki za oznaczenie ich pod postem.
Prawda o lajkach
To, co dzieje się w mediach społecznościowych często wpływa na naszą samoocenę. Jednak może zadziałać w dwie strony – bardzo łatwo oddać się zachwytowi nad samym sobą, dzięki dużej ilości kliknięć, równie łatwo pomnożyć też ilość kompleksów – jak u dziewczyny z metra. Pojawia się więc pytanie: czy naprawdę wartość człowieka powinna być liczona w lajkach? Czy skoro mam ich mniej niż koleżanka, jestem gorsza? A może nie ma mnie wcale, w myśl zasady: jeśli nie ma Cię w sieci – to nie ma Cię w ogóle.
Prawda jest taka, że za popularnością pewnych treści stoją bardzo często algorytmy, które decydują o zachowaniach odbiorców (a przynajmniej znacznie na nie wpływają). Kolejną kwestią jest umiejętne dopasowanie się do panujących trendów, typów urody, mód itp. Są też tacy, którzy kupują lajki i followersów. I właśnie dlatego należy pamiętać, że ilość lajków nie świadczy o sympatii, urodzie czy inteligencji. Ich ilość nie świadczy o tym co mamy do powiedzenia, ani nawet o tym, jak dobre jakościowo są nasze posty, jak kreatywne i oryginalne. I właśnie dlatego swoją działalność w sieci, o ile to nie jest nasza praca, należy traktować z przymrużeniem oka – jako dodatek do naszego życia, a nie wyznacznik jego wartości i jakości. Nie dajmy się zwariować – tak naprawdę nasze lajki nikogo nie obchodzą, poza nami samymi. “Daj mi lajka” to nie jest wyznacznik.