Zadajesz sobie pytanie, czy “to-do list” może Cię zabić? Niezbędnik nowoczesnej kobiety. Z nią życie stało się łatwiejsze. Przelewałaś na nią wszystkie myśli i zadania, które wypełniały Twoją głowę. Wydawało się, że rozwiąże wszystkie problemy życia codziennego. Z dnia na dzień stawała się większa: lista rzeczy do sprzedania na Allegro, lista stron internetowych, które musisz zobaczyć, przepisów, rzeczy do zrobienia w wakacje, w weekend, lista miejsc, w które musisz zadzwonić… Kolejna kreska, kolejny punkt. W efekcie wszystko zaczyna Cię przytłaczać, Twoja “przyjaciółka” staje się największym wrogiem.
Nie nakładaj sobie kajdanek
Nie negujemy tego, że metoda „to-do list” jest skuteczna. Jest, jeśli potrafisz nią zarządzać. Kiedy Twój plan pozbawiony jest hierarchii – podlewanie kwiatów i sortowanie tysiąca maili miesza się – nie jest pomocny i nie napędza Cię do działania. Samo spisanie zadań nie sprawi, że znikną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeśli zadań będzie za dużo, poczujesz, jakbyś miała przed sobą górę, którą trudno będzie pokonać. Zbyt dużo zadań do wykonania przytłoczy Cię i w efekcie zamiast się po prostu nad nimi skupić, będziesz ciągle myśleć o tym, co jeszcze masz do zrobienia. Nie dodawaj na siłę kolejnych zadań, zmierz się tylko z czterema, pięcioma, maksymalnie sześcioma. Podziel swoją listę na rzeczy „pilne” i „ważne” – od razu dostrzeżesz priorytety. Możesz także spróbować podzielić zadanie na cztery, pięć części, bo dzięki temu wykonasz je szybciej i będziesz widziała kamienie milowe. W efekcie zwiększysz poczucie własnej wartości. Wzrosną Twoje morale, a praca przestanie Cię przerastać.
Pozbądź się poczucia winy
Ciągle masz ją przy sobie, choć czasami traktujesz jak nieproszonego gościa, którego zaprosiłaś do swojego życia. Czujesz się winna, bo zamiast posuwać się dzięki niej do przodu, wykonujesz jeszcze mniej zadań, przez co masz jeszcze większe poczucie winy. „To-do list” zamiast zrobić nam przysługę, zabiera nam przyjemność. Masz wrażenie, że tak naprawdę nic nie zrobiłaś. A ona wciąż się powiększa. Czy “to-do list” może Cię zabić? Jeśli chcesz zatrzymać błędne koło niezadowolenia, weź długopis do ręki i spisz rzeczy, które udało Ci się zrobić w ostatnim czasie – czy jesteś już z siebie dumna?
Nie bój się pustki
Zorganizowani i skuteczni ludzie nie zawsze są królami robienia „to-do list”, w których planują poranki, wieczory i weekendy. W czym tkwi zatem tajemnica? Zapytani o to, odpowiadają, że najważniejsze jest dobre nastawienie. Sztuką jest nauczyć się odpoczywać, znaleźć chwilę, kiedy nic nie robimy. Wypoczęta, a przede wszystkim z odświeżoną głową będziesz miała więcej energii i zapału. Niektórzy nie potrafią tego zrozumieć i nie potrafią stawić czoła pustce. Spróbuj nie wyciągać swojej listy przez 20 godzin, obiecaj sobie, że w tym tygodniu nie będziesz mieć nic zaplanowanego. Kieruj się swoją intuicją i zobacz, czy nie podpowiada Ci lepiej niż kawałek papieru.
Nie odcinaj się od prawdziwego „ja”
Nawet idealnie stworzona lista rzeczy do zrobienia, w której organizujesz swoje życie ma jedną poważną wadę… Nie pozostawia miejsca dla improwizacji ani dla uczuć, które służą naszej samorealizacji. Sama popatrz – zawsze masz coś do zrobienia, dziesiątki e-maili do wysłania, kilka spotkań do umówienia. Uczestniczysz w wyścigu do sukcesu i doskonałości, często zapominając o tym, jaka naprawdę jesteś. Może warto byłoby odrzucić na chwilę „to-do list”, by podjąć prawdziwe wyzwanie, czyli dowiedzieć się, czego chcesz w życiu. Jeśli ciągle patrzysz w ekran i odhaczasz kolejne punkty, nie zobaczysz wielu wspaniałych rzeczy, nie uwolnisz pokładów kreatywności. Może warto zaryzykować i choć przez chwilę posłuchać siebie i wybrać się na detoks od swojej listy? Sama przed sobą teraz odpowiedz, czy “to-do list” może Cię zabić?