Emilia Padoł to znana i ceniona dziennikarka oraz pisarka. Wielokrotnie nagradzana, w tym za najlepszą pracę magisterską o tematyce gender. Jest autorką wielu książek na temat życia w PRL-u i zapomnianych gwiazd tamtej epoki. Nam opowiada o GentleWomens z tamtych czasów, które opisała w swojej książce “Damy PRL-u”. Jakie były damy PRL-u? Zapraszamy na wywiad z Emilią Padół.
jakie były damy prl-u?
Inteligentne, czarujące, śmiałe, ale również frapujące i pełne tajemnic – jakie były damy PRL-u?
Nie przesadzę, jeśli odpowiem, że przede wszystkim były ikonami. Wzięły w niewolę serca widzów i przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat nie pozwalały im się uwolnić. Były utrwalonymi na wiele lat symbolami kobiecości, piękna, seksapilu, ale przecież to tylko jeden wymiar ich życiorysów. Poza tym przeżywały swoje dramaty, niepowodzenia, frustracje zawodowe. Nazywając je damami PRL-u miałam na myśli coś nieco nieuchwytnego, wyczuwanego bardziej intuicyjnie – to, że ich obecność stanowiła pewne wspomnienie, a równocześnie obietnicę istnienia tego lepszego świata. Z jednej strony były kontynuatorkami wybrzmiałej wraz z II RP epoki dam, a z drugiej nie poddawały się PRL-owskiej siermiężności. Inna sprawa: każda z nich tę definicję damy zdekonstruowała zgodnie z własnym pomysłem, możliwościami, warunkami, w jakich przyszło jej funkcjonować. Powtarzana już niejeden raz wypowiedź Beaty Tyszkiewicz – „prawdziwa dama pije, pali i przeklina. I naturalnie ogląda się za mężczyznami” – jest tego najlepszym dowodem.
Czy wśród dam PRL są takie, które pominęła Pani w książce?
Oczywiście, nie sposób napisać o wszystkich, książka ma pewne ograniczenia objętościowe. Musiałam dokonać jakiegoś wyboru, więc postawiłam na intuicję i siłę pierwszego skojarzenia.
W “Damach PRL-u” opisuje Pani 12 niezwykłych, pełnych charyzmy, klasy i wdzięku kobiet. Która z nich najbardziej Pani imponuje?
Każda! Naprawdę trudno wskazać jedną z nich, nie chciałabym też wcale tego robić – ich życiorysy były i są tak złożone, niełatwe w ocenie i wcale tej oceny się nie domagające, że lepiej po prostu uznać je wszystkie za niewyczerpane źródło inspiracji.
Czy spotkała się Pani z jakimiś zaskakującymi, nieznanymi powszechnie faktami podczas przeglądania materiałów źródłowych i przygotowywania książki? Co było najbardziej zdumiewające?
Mimo że miałam świadomość, jak wielkimi były gwiazdami, skala ich sukcesów i popularności zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przekopując się przez materiały źródłowe szukałam tego, co najmniej oczywiste, a szkicując te małe opowieści biograficzne chciałam ich bohaterki pokazać po prostu inaczej – przełamując dominujące na ich temat wyobrażenia.
Większość z opisywanych kobiet trafiła do filmu przypadkiem, część z nich miała problemy w szkole, nieudane dzieciństwo. Co Pani zdaniem decyduje o ich sukcesie?
Talent, przebojowość, łut szczęścia i oczywiście osobowość. Z pewnością ważna była też ich fizyczność – twarz i ciało to przecież narzędzia aktorskiej pracy.
Polański, Cybulski, Kutz, Polański, Konwicki otwierają długą listę dżentelmenów, którzy towarzyszyli damom PRL-u. Jakie było salonowe życie bohaterów tamtych lat?
Na pewno znacznie intymniejsze. Z rzadka fotografowano i opisywano to, co działo się na salonach. Mam wrażenie, że przed epoką internetu, ścianek i ustawek potrafiono bawić się znaczenie lepiej, autentyczniej i często z większą klasą.
Bezkompromisowe, pewne siebie i niejednokrotnie nieszczęśliwe. Czy cena sławy w PRL była wyższa, niż obecnie?
Sława niestety zawsze ma swoją cenę. Wydaje mi się, że to raczej kwestia tego, ile ktoś gotowy jest za nią zapłacić.
Grażyna Szapołowska powiedziała: Kobiecość ujawnia się w zgięciu ręki, dotknięciu policzka, sposobie chodzenia, poruszania, sposobie ubierania. Kobiecość to umiejętność posługiwania się swoim ciałem, swoim głosem. Kobiecość to muzyka. Jak Pani zdefiniowałaby kobiecość?
Myślę, że kobiecości nie da się jednoznacznie zdefiniować. Całe szczęście żyjemy w świecie, który jest coraz bardziej otwarty na różnorodność i akceptuje różne modele – zarówno kobiecości, jak i męskości. Znaleźć dla nich wszystkich jedną definicję? To przecież niemożliwe. Myślę też, że jeśli ktoś porywa się na definiowanie kobiecości, to często sprowadza swój opis do wrażenia, a wrażenia są przecież subiektywne, ograniczone do konkretnych obrazów.
Część z przywoływanych przez Panią kobiet w swoich czasach porównywana była do zagranicznych gwiazd. Jak Pani sądzi: czy dziś odwołania do kobiet z zachodu wciąż nam są potrzebne?
Faktycznie, była to bardzo wyraźna skłonność, ale – co starałam się pokazać w książce – szkodliwa dla opisywanych przeze mnie bohaterek, odbierająca im indywidualność, banalizująca ich wyjątkowość. Oczywiście zarówno wówczas, jak i dzisiaj uważam takie porównania, czyli szukanie „odpowiedników” zachodnich gwiazd, za zupełnie niepotrzebne.
Czy udało się Pani spotkać z którąś z opisywanych kobiet? Jeśli tak, jakie wrażenie zrobiło na Pani to spotkanie? Jeśli nie, o spotkaniu której z nich najbardziej Pani marzy?
Niestety nie spotkałam się z żadną z bohaterek książki – pisząc ją przyjęłam takie założenie. Ale oczywiście chciałabym się spotkać z każdą! Naprawdę, nie jestem w stanie powiedzieć, z którą najbardziej, podobnie jak nie mogę wskazać tej ulubionej, najbardziej wyjątkowej itd. W końcu wszystkie wybrałam jako bohaterki książki.
Czy jest coś, co utraciliśmy wraz z damami epoki PRL?
A czy jest coś, co utraciliśmy z odejściem całej tej epoki? To banał, ale cóż: świat się zmienia. Każda dekada przynosi nowe, równocześnie dystansując się od tego, co było. Ryzyko zagubienia czegoś jest nieuniknione. Dlatego zachęcam każdego, kto zechce sięgnąć po moją książkę, żeby zastanowił się właśnie nad tym pytaniem.
Czego dzisiejsze GentleWoman mogą nauczyć się od dam PRL-u?
Chyba przede wszystkim tego, że wierność samej sobie, swoim zasadom, popłaca najbardziej.