The future is female – czytam czarne literki wydrukowane na białym t-shircie opinającym całkiem jędrną parę cycków, na którą mam teraz wymówkę spoglądać. Wpatruje się w nie – literki, nie cycki – i zastanawiam się jak właściwie jest z tym feminizmem. Walczymy o swoje prawa, chodzimy na wiece, protestujemy, upominamy się o żeńskie końcówki, na grzbiety zarzuciłyśmy lśniące zbroje, a w dłoń chwyciłyśmy łuki. Niektóre z nas ucieły sobie nawet prawego dydka, gotowe puścić zatrutą strzałę w garło każdego padalca, który śmie twierdzić, że jako kobiety reprezentujemy mniej. Walczymy o nas, o nasze babki, matki, córki i wnuczki, ale w naszych rozmowach nie pojawia się dyskusja o kobiecości. Dlaczego? Czym właściwie jest kobiecość?

W przeświadczeniu wielu reprezentuje wszystko to, co ucieleśniała w dzieciństwie nasza matka. W moim domu rodzinnym, kobiecość łaziła po salonie jakaś taka smutna, podporządkowana. Nie mówiła o swoich marzeniach, płakała po kątach. Nie potrafiłam się z nią utożsamić, chociaż nie mogę powiedzieć, że coś do niej miałam. Przecież była. W zasadzie zawsze obok. Była, chociaż nie do końca potrafiłam ją zrozumieć. Była, nawet jeżeli w większości po prostu ją ignorowałam i wolałam upodobnić się do sprawczego pana i władcy – mężczyzny. 

Dlaczego wybierałam dominację? Bo kobiecość przez lata utożsamiałam z czymś słabszym. 

Dziś zastanawiam się, czy patriarchat, przeciwko któremu sama walczę nie wbił się przypadkiem w kobiecą tożsamość tak bardzo, że nawet buntując się przeciwko niemu, nadal kierujemy się jego zasadami.  

– Serio, kurwa? Z tym też nas wyruchali? 

Trochę tak, bo fundamenty feminizmu budujemy z tych samych cegiełek, za grubą ścianą których nas zamurowano.  

– Ale jak to?

A no tak. Córeczki tatusiów, które tak przeciwstawiają się mężczyznom, odcinają się od swoich matek i już jako małe dziewczynki same zaczynają traktować swoją kobiecość jako podrzędną. Nie zgadzasz się z moim zdaniem? Niech pierwsza rzuci kamień ta, która dorastając nie darowała swojego ojca największym w domu szacunkiem. 

Dlaczego pomimo szczerych chęci nadal wpadamy w patriarchalne schematy? Bo system, w którym żyjemy jest zbudowany na zasadzie dominacji, nie partnerstwa. Próby równouprawnienia zamiast prowadzić do egalitarnego społeczeństwa tworzą femina-centryczny system, który podobnie jak patriarchat opiera się na hierarchi, nie współpracy. W społeczeństwie brakuje nam równowagi i poszanowania kobiecej energii na poziomie kolektywnym. Widać to na prostym przykładzie Matki Ziemi, która jest systematycznie gwałcona, plądrowana i wykorzystywana, choć oczekuje się od niej, że będzie dalej rodzić. Kobiety cierpią razem z nią i coraz częściej zaczynają odczuwać potrzebę tego, co niegdyś utraciły. Tego co, zabrał im patronizujący system.

Powoli zaczynamy rozumieć, że konkurowanie z mężczyznami w ich świecie zgodnie z ich zasadami było i będzie bezproduktywne. Coś prawdziwie musi być na rzeczy, bo kobiece kręgi pojawiają się wokół niemal tak licznie jak kondomy rozrzucane na paradzie równości. 

– To co mamy zrobić?

Na pewno od razu nie zdzierać z siebie bluzek z feministycznymi hasłami (choć nawołuję do tego w przypadku posiadaczy szczególnie atrakcyjnych, męskich torsów). Warto natomiast zastanowić się czy radykalny feminizm nie wynika jednak z tego, że my same nie potrafimy zaakceptować swojej kobiecości i docenić jej wartości. 

Kobieta skrzywdzona patriarchatem nie może uleczyć swojej rany poprzez wypieranie męskiego pierwiastka. Sam Jung pisał o procesie indywiduacji, w którym anima i animus, męska i żeńska biegunowość, tylko zintegrowane tworzą pełnię. Ów rozwój wymaga głębokiego i całościowego zrozumienia indywidualnej tożsamości i jej roli w kolektywie, zaakceptowania różnic pomiędzy płcami i reflekcji nad kobiecością.

– Nie o to walczyłyśmy! – podniesie się bunt. 

Cóż, może tyle razy usłyszałyśmy, że jesteśmy niewystarczające, że w końcu same w to uwierzyłyśmy? 

Dalej staram się zrozumieć jaka jest kobiecość. Nie mam jeszcze jasnych odpowiedzi, ale wiem, że ciągnie mnie do tego, żeby pogrzebać palcem w ziemi. Dosłownie i w przenośni. Moja intuicja mówi mi bowiem, że droga powrotna do mnie samej schodzi dużo głębiej, do ciemności, w którą muszę w pełni wejść. Jak powiedziała jedna z matek feminizmu, Simone de Beauvoir, nikt nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje. Nawet jeżeli ich feminizm jest miękki i cieplutki, tak jak mój.

Przeczytaj kolejny Felieton: Polska martyrologia i papieskie kremówki, czyli o tym jak Mickiewicz rozwala nam związki

UDOSTĘPNIJ

Używamy plików cookie, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z Internetu. Zgadzając się, zgadzasz się na użycie plików cookie zgodnie z naszą polityką plików cookie.

Close Popup
Privacy Settings saved!
Ustawienie prywatności

When you visit any web site, it may store or retrieve information on your browser, mostly in the form of cookies. Control your personal Cookie Services here.

These cookies are necessary for the website to function and cannot be switched off in our systems.

Technical Cookies
In order to use this website we use the following technically required cookies
  • wordpress_test_cookie
  • wordpress_logged_in_
  • wordpress_sec

Odrzuć
Zapisz
Zaakceptuj